Archive for Grudzień 2007

Równanie

28 grudnia, 2007

W publicznym dialogu dwojga osób, prowadzonym równolegle do wielu jednocześnie toczących się rozmów, pojawia się fraza-klucz: „jestem, bo zwróciłaś na mnie uwagę”. Kieruje temat na postrzeganie. Biskup Berkeley sam się pcha, więc o nim wspominam. Rozmówca potwierdza. Zainspirowani przez osobę trzecią gładko przechodzimy do różnych koncepcji czasu. Ta, która mnie ostatnio fascynuje, a którą obrazowo przedstawiam(rozwidlenia i problem wyboru, coraz nowe ścieżki i nowi towarzysze podróży, brak celu) zostaje natychmiast wzbogacona przez głos z offu sugerujący jej podobieństwo do teorii grafów. Proszę o namiary na odpowiednią lekturę i otrzymuję je. Porozumiewamy się bez trudu w gąszczu cudzych wypowiedzi o świętach, wyraźnie adresując nasze do konkretnych osób. Jak podczas rautu – rozmawiając w małej grupce słyszymy w tle głosy innych, oni słyszą nas jako tło ich własnych rozmów.

(more…)

Oby

24 grudnia, 2007
I ja życzę – tym wszystkim, od których otrzymałam życzenia. I tym, od których

jeszcze nie dostałam. I tym, którzy wcale nie mieli zamiaru mi ich składać:
– zdrowia, nie tylko dla Was, ale i dla tych, którzy są dla Was ważni – z
własną chorobą można się uporać, z cierpieniem bliskiego i jego odchodzeniem
trudniej
– szczęścia tak wielkiego, jakie tylko zdołacie w ramionach udźwignąć
– miłości takiej, jaka zdarza się tylko wybranym; wierzę, że do tych
nielicznych należycie; dłoni niosących czułość, których nigdy nie napełnicie
swoimi łzami
– odwagi we wszystkim, co postanowicie zrobić i pomyśleć
– wolności tyle, ile jesteście w stanie zapragnąć i wytrzymać
– żebyście ze szczytu marzenia nigdy nie ujrzeli przepaści, gdzie we wrzącej
lawie gotują się azbestowe dusze ludzi, w których pokładaliście swoje nadzieje
– ufności, nawet gdybyście za nią mieli zapłacić rozpaczą.

(more…)

Makiaweliści

19 grudnia, 2007

Nicolo Machiavelli, pisząc swojego „Księcia” – traktat o uprawianiu polityki – tworzył doktrynę, w myśl której przemoc, obłuda i podstęp, jeśli tylko cel jest określony, to metody uprawnione i skuteczne.
Każdy z nas jest makiawelistą. Różni nas tylko poziom nasilenia tej cechy. Jedni potrafią długo patrzeć w oczy osobie okłamywanej, inni od razu spuszczają wzrok, bo czują dyskomfort psychiczny, kiedy jakieś okoliczności ich do kłamstwa zmuszają. Dobry manipulator jest jednak niebezpiecznie blisko psychopatii – traktuje ludzi jak przedmioty, używane dla zaspokojenia jego potrzeb, desperacko wymaga od innych ich spełnienia. Kontakt z innymi nawiązuję tylko wtedy, kiedy widzi w nim jakąś korzyść. Nie interesują go ci, którzy nie pozwalają sobą manipulować.

(more…)

Inspiracja

13 grudnia, 2007

Poprzedni tekst napisałam pod wpływem myśli o tym, jak dalece państwo i instytucje mają prawo ingerować w sfery najbardziej prywatne swoich użytkowników – w kwestie śmierci i seksu. Czy ktokolwiek powinien ustanawiać przepisy dotyczące aborcji, eutanazji, klonowania itp., cenzurować pornografię? Czy kogokolwiek upoważnia do tych decyzji mandat społeczny, nawet jeśli jego prawo do decydowania jest legitymizowane przez wyborców?

Jeśli jakiś problem dotyczy tylko „sprawcy” i grona „współsprawców”, jeśli swoim postępowaniem nie krzywdzi on innych – powinien być ostatecznym sędzią we własnej sprawie. Nawet jeżeli jego zachowania są ohydne i odstręczające. Prawo powinno tylko gwarantować bezpieczeństwo – nikt nie może być poddany eutanazji wbrew swojej woli. Powinno też gwarantować wolność debaty: każdy ma prawo do artykułowania własnych przekonań, nawet najbardziej bzdurnych i kontrowersyjnych – należy go jednak tego prawa pozbawić, gdy zamiast argumentów stosuje slogany, nachalną indoktrynację lub przemoc psychiczną. Nasze państwo na to zezwala, niestety. Głosy zwolenników aborcji itd. są uciszane, bo nie podobają się hierarchom Kościoła, a jego drażnić nie należy. Uważam, że nie wolno narzucać swoich poglądów niechętnym i nieprzekonanym słuchaczom, nie wolno stanowić prawa, które ogranicza ich swobodę wyboru – a zwłaszcza w imię religii(w państwie demokratycznym).

Pytam

11 grudnia, 2007

Czyje życie jest, a czyje nie jest warte życia? Czy nie zależy to od jego jakości?
Przecież życie biologiczne nie jest tożsame z życiem osobowym. Kiedy nie ma świadomości, wolności decyzji, niezależności – czy warto trwać? W stanie wegetatywnym? Jakie są „normy minimalne”, które powinno spełniać życie warte życia? Dzieci anencefaliczne pewnie ich nie spełniają.
Wciąż zdumiewa mnie to, że wyznawcy zasady świętości życia bywają jednocześnie zwolennikami kary śmierci. Sanctity of life powinna przecież chronić każde życie jako najwyższą wartość (zwłaszcza to zagrożone, osłabione, ale i to, które należy do zbrodniarza). Zgodnie z postulatem Kanta: człowieczeństwo jest celem, nigdy środkiem.

(more…)

Pech(aneks)

7 grudnia, 2007

Pechowość Bunia szczególnie mocno ujawnia się podczas wszelkich wyjazdów wakacyjnych, a jednocześnie wszyscy bardzo lubimy jego towarzystwo. Może dlatego, że obecność aż tak wielkiego pechowca zabezpiecza(statystycznie) wszystkich innych przed szturchnięciami losu. Bunio jest pilnowany przed takim wyjazdem – co chwilę ktoś dzwoni do niego, upewniając się, czy wziął paszport(raz wracał z granicy, bo zapomniał niezbędnego dokumentu), prawo jazdy, skarpetki, ręcznik itd. Bunio jako perfekcjonista również stara się dokładnie wszystko przygotować. Metoda Bunia polega na tym, że wstaje rano i gromadzi w pokoju te rzeczy, których użył, czyli można domniemywać, że zechce ich użyć również podczas wyjazdu. Sterta rośnie. Jasne, że wszystkich nie da się zapakować do samochodu osobowego, więc następny krok to odrzucanie tych, bez których da się wytrzymać. Tak spreparowany bagaż zostaje wrzucony do wielkiej torby i Bunio uważa, że ma wszystko. Nigdy nie ma – zdarzyło mu się wpakować stertę tego, bez czego da się żyć, a zostawić „niezbędniki” w domu.

(more…)

Inna propozycja

4 grudnia, 2007

A gdyby tak… założyć, że zło jednak istnieje? Wtedy czynię następne założenie: skoro istnieje, jest przeciwieństwem dobra, jego drugim biegunem. Jeśli zaś jest jego przeciwieństwem, to istnieje między nimi nierozerwalny związek. To jakby dwie przeciwleżące części tej samej rzeczy. Tej samej całości. Dwa przeciwległe bieguny jakiejś rzeczywistości moralnej – jedynej istniejącej.
Przeciwieństwa jednoczą się i uzupełniają, analogicznie do jedności pierwiastka męskiego i żeńskiego, czerni i bieli, narodzin i śmierci, Boga i Szatana. Nikt z ludzi nie jest w stanie osiągnąć jednego z tych biegunów, żyjemy w środku, między nimi. Może nasza moralność, nieustannie zagrożona przeciągnięciem w którąś stronę, polega właśnie na tym, żeby trzymać się „złotego środka” w dynamicznej równowadze? Czemu nie chcemy dać się przeciągnąć w stronę samego dobra? Bo zło sprawia nam pewną przyjemność – lub(zgodnie z koncepcją jedności przeciwieństw) jest tożsame z dobrem.

(more…)